logo leba logo księstwa łeby logo lot leba

 leba leba  leba  leba   leba
Wyrzutnia rakiet


Wyrzutnia rakiet

     W pobliżu Łeby od 1940 roku znajdował się hitlerowski poligon rakietowy . Tutaj niemieccy naukowcy testowali rakiety przeciwlotnicze i balistyczne. Na terenie znajdują się: ekspozycja wykopanej 1,5 km od poligonu SPN rakiety ziemia – ziemia, zabudowania z okresu drugiej wojny światowej, bunkier dowodzenia, lej wyrzutni z widocznymi kanałami po chłodziwie, fundamenty stacji radiolokacyjnych RHAINGOLD i MANHEIM REISE, fundamenty hali montażowej służącej do konstrukcji rakiet przeciwlotniczych. Fakt ten był często źródłem spekulacji o rzekomym istnieniu tu wyrzutni rakiet V-1 i V-2. Na lewym brzegu rzeki Łeby istniało stanowisko kontroli aktywności w eterze w rejonie Bałtyku.
     Przez dziesiątki lat, żeby dostać się w to miejsce, trzeba było ze specjalną przepustką pokonać liczne posterunki wartownicze. Dzisiaj może tu wejść każdy, jednak „małe Peenemunde” pod Łebą nadal skrywa wiele tajemnic. Przez długi czas utrzymywał się mit, że testowano tutaj słynne rakiety V-2 konstrukcji Wernhera von Brauna. Podtrzymywały go nawet niektóre przewodniki turystyczne i publikacje historyków-amatorów. Stąd określenie tego tajemniczego, nadmorskiego zakątka, ochrzczonego miniaturą supertajnego ośrodka doświadczalnego Peenemunde na wyspie Uznam. Jak w każdej legendzie, tak i w tej jest część prawdy. Są w niej również białe plamy, które warto wymazać.

Ogniste pióropusze na niebie

     W 1943 roku pracowałem jako robotnik przymusowy na lotnisku w Wicku Morskim – relacjonował w 1997 roku Mieczysław Więckowski. - Warunki były piekielnie trudne. Spaliśmy w drewnianych barakach, a „zupą dnia” była zazwyczaj wodnista zalewajka z brukwi. Najgorsze jednak było to, że z powodu wszechobowiązującej tajemnicy za najmniejsze odstępstwo od zarządzeń i regulaminów groziła kula w łeb - na miejscu, bez śledztwa i choćby namiastki sądu. Nie wolno nam było bez pozwolenia nawet rozmawiać z niemieckimi robotnikami. Zabronione było też opuszczanie baraków po zmroku. W dzień nie mogliśmy przebywać w żadnym innym miejscu niż strzeżony przez uzbrojonych żandarmów rejon pracy. Ja byłem murarzem. Przewozili nas z miejsca na miejsce, do różnych robót, ale i tak prawie do końca wojny nie wiedziałem, co naprawdę się tutaj dzieje. Pan Mieczysław domyślał się jednak, co Niemcy robili w nadmorskim kompleksie koło Łeby. Nieraz widział tajemnicze obiekty wznoszące się z rykiem w powietrze, ciągnąc za sobą ogniste pióropusze. Przez długie lata po wojnie, jak wielu innych był przekonany, że to osławione V-2, o których czytał w książkach. Prawda była jednak inna.

Córa Renu i jej siostry

     Do tajemniczych obiektów na terenie dzisiejszego Słowińskiego Parku Narodowego wiedzie ukryta w sosnowym lesie betonowa droga, na której co rusz napotkać można niewielkie, żelbetowe bunkry strzelnicze. Po przejściu około trzech kilometrów docieramy do kompleksu większych, osadzonych w wydmowym piachu budowli obserwacyjnych i dziwnych konstrukcji na powierzchni ziemi. Jedną z najbardziej osobliwych jest stożkowa studnia-lej o betonowych ścianach z przecinającą ją stalową rampą, rodzajem rusztowania i szkieletem niewielkiej hali. Według znawców tematu była to wyrzutnia rakiet. Zbyt mała jednak, by startowały z niej pociski V-2. Co zatem z niej odpalano?
     Zachowało się kilka relacji Niemców pracujących tu w czasie II wojny światowej. Jedna z nich pochodzi od ówczesnego mieszkańca Łeby i pracownika poligonu Manfreda Mantzke. Twierdzi on, że montowano tutaj i testowano przeciwlotnicze rakiety Rheibote i Rheintochter (Córa Renu), które miały zrewolucjonizować obronę przeciwlotniczą tak, jak kilkadziesiąt lat później radzieckie pociski SAM (jeden z nich zestrzelił m.in. słynny samolot szpiegowski U-2). W Łebie odbywały się też próby rakiet niekierowanych i osobliwych „skaczących” bomb lotniczych przeznaczonych do niszczenia tam i urządzeń portowych z małej wysokości. Prace nad skonstruowaniem rakiety przeciwlotniczej naprowadzanej na cel drogą radiową i wiązką promieni radarowych rozpoczęto w Niemczech już w 1941 roku. Tego futurystycznego na owe czasy projektu podjęła się berlińska firma Rheinmetal Borsig. Już w 1943 roku, kiedy alianci rozpoczęli systematyczne bombardowania stolicy III Rzeszy, stało się jasne, że prace i badania trzeba przenieść w bardziej bezpieczne miejsce.

Rakietowa oaza spokoju

     Łeba wydawał się idealna. Poligon leżący na uboczu, niemal poza zasięgiem wrogiego lotnictwa, pozwalał mieć nadzieje na spokojne kontynuowanie eksperymentów. Prace postępowały szybko. Decydenci z Berlina byli przychylni powstaniu kolejnej, jakże potrzebnej Niemcom Wunderwaffe. W 1944 roku ośrodek odwiedził sam generał Hubert Weise, szef obrony przeciwlotniczej w Ministerstwie Lotnictwa III Rzeszy, by zapoznać się z wynikami prac. Ponoć był zadowolony. Wiadomo też, że w Łebie bywał sam ojciec broni rakietowej Wernher von Braun. Nie wiadomo w jakim celu. Niektóre źródła twierdzą, że wspomagał tutejszych naukowców swoją wiedzą i doświadczeniem, a inne, że podpatrywał konkurencję. Ostatni kierownik ośrodka doświadczalnego w Łebie Heinrich Huppertz pisze w swoich wspomnieniach, że w przededniu wkroczenia Rosjan gotowy do odpalenia był już najbardziej tajemniczy powstały tu obiekt: ogromna, czterostopniowa rakieta dorównująca wielkością V-2). Miała mieć 15 m długości i ważyć 8 ton. Ostatecznie nigdy nie wzbiła się w przestworza i w obliczu zbliżającego się wroga została zniszczona wraz z towarzyszącymi jej urządzeniami. Koniec wojny to jednak nie koniec „rakietowego” rozdziału w historii Łeby.

Peenemunde po polsku

     Mimo że rosyjscy zdobywcy wywieźli stąd większość niezniszczonego wyposażenia, po przejęciu ośrodka przez polskie władze, postanowiono kontynuować tu doświadczenia z rakietami. Na początku lat 60. zjawili się na łebskich wydmach naukowcy i inżynierowie z Instytutu Lotnictwa w Warszawie. Już wcześniej prowadzili doświadczenia z polskimi rakietami, m.in. na Pustyni Błędowskiej na południu kraju, ale Łeba wydała im się miejscem o niebo lepszym. Zwłaszcza że rozpoczynał się największy w dotychczasowej historii Polski program rakietowy. W pracowniach warszawskiego IL i halach produkcyjnych WSK Mielec powstały pierwsze egzemplarze pionierskiej rakiety Meteor. Przez kilka lat Meteory wzbijały się w niebo z Łeby, dostarczając swoim twórcom cennych danych. W archiwach instytutu zachowały się zdjęcia z tych prób. Szczególnie interesujące jest jedno z nich, przedstawiające rakietę Meteor na wyrzutni. Dokładna analiza zdjęcia dowodzi, że jest to dokładnie ta sama wyrzutnia, której resztki w postaci betonowego leja z rampą można oglądać do dzisiaj. Polskie Meteory były rakietami meteorologicznym, służącymi do badania górnych warstw atmosfery i okazały się udanymi konstrukcjami. Podobno kilkadziesiąt egzemplarzy wyeksportowano nawet do ówczesnej NRD. Na początku lat siedemdziesiątych przerwano jednak prace nad nimi. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: monopol na rozwijanie techniki rakietowej w bloku wschodnim miał Wielki Brat - ZSRR, który nie mógł sobie pozwolić na najmniejszą choćby konkurencję pod swoim bokiem. Dzisiaj jednym z nielicznych śladów po ambitnym przedsięwzięciu polskich naukowców są właśnie pozostałości ośrodka w Łebie.

Zaczerpnięte z portalu http://wiadomosci.o2.pl Tekst opracowanie Tomasz Zając

Copyright © 2003 leba.biz
Strona korzysta w niektórych częściach z plików cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce lub zrezygnować z przeglądania strony.
Regulamin, cookies i polityka prywatności …